-<Ok...> - pomyślałam.
Poczułam, że obecność umysłu Seth'a mnie opuszcza. Ciśnienie wzrosło. Pomyślałam:
-<Ech... Już próbowałam... Nie wyszło...>
Jednak ponownie to zrobiłam. Wydałam z siebie dziwne jazgoty przechodzące w moim umyśle po chwili w słowa, które chciałam wypowiedzieć.
-Zostaw nas!!! - darłam się, jak poparzona - Nie jesteśmy wrogami! Przyjaciółmi! Jeżeli uważasz, że chcemy zabrać Twoje dziecko, to jesteś w błędzie!
Wiwerna nie zważyła na moje słowa.
-Myśleliśmy, że zostało pozostawione samo sobie! - nie przestawałam.
-Czy ty myślisz, że jestem aż tak okropną matką!? - wykrzyknęła Wiwerna stając na chwilę w miejscu - Pożałujesz!!! - zaczęła lecieć na nas jeszcze szybciej, w większej furii.
-Stój! - ryknęłam najgłośniej, jak umiałam - Mam propozycję!
-Zwalnia... - wyszeptał Seth zdumiony.
Poczułam moc wiatru oraz usłyszałam trzepotanie skrzydeł, jakby do próby rozpoczęcia lotu. Jednak to nie była próba lotu, a lądowanie. Wiwerna przystanęła. Była jakieś półtora metra ode mnie. W jej oczach nadal było widać ten rozpalony płomień gniewu, nienawiści, a jednocześnie strachu przed utratą jaja. (...) Jednak... teraz wyglądała na mniej zdenerwowaną.
-Więc mów, póki nie zmienię zdania...
-Dobrze... Wiem, że jajka nie zechcesz tknąć, ponieważ my go już dotknęliśmy...
-Wiwerny mają tradycję... honor.
-<A więc to Wiwerny mają honor? Nie wiedziałem...> - do moich myśli dołączył się Seth. Obróciłam się w jego stronę w gniewie - <Honorem jest zostawić swoje własne dziecko? To również ciekawe...> - mój wzrok stał się zabójczy.
-<Seth... Opuść moje myśli... rozpraszasz mnie...> - pomyślałam surowo i z rozkazem.
Wiwerna zaskrzeczała.
-<Co mówi?> - spytał się mnie.
Spojrzałam z powrotem na Wiwernę zdziwionym wzrokiem, choć nie byłam zaskoczona jej słowami... Jej wargi poruszały się. Warczała. W moich uszach brzmiało to, jak burkot, słowa wypowiadane w zadumie... Tak, jak córka, gdy zdenerwuje się na matkę mówi coś pod nosem, tak Wiwerna zaklinała na Seth'a. Cały czas patrzyła się na niego. Zrozumiałam, że Seth przez przypadek musiał wejść również i do jej umysłu... Chyba jednak nie wiedział o tym? Ciągle zastanawia mnie, jak to się dzieje z tym czytaniem w myślach...
-<Co mówi?> - powtórzył Seth.
Rozumiem... Seth nawet, jak czyta w myślach... pewnie wtedy tylko słyszy skrzekot i ryk... Zmarszczyłam brwi i uśmiechnęłam się wrednie.
-Że, jeżeli się nie obrócisz, coś Ci zrobi... - powiedziałam.
Przełknął ślinę.
-<Coo?>
-Nie mogę powiedzieć... Coś okropnego.
Skrzek.
-Mówi, że najlepiej, jakbyście obydwoje zniknęli stąd. To królowa... Decydujcie. Radzę Wam jednak iść.
Obydwoje... to słowo... Wam... to słowo... Na śmierć zapomniałam o Saar! Spojrzałam na nią. Leżała za Seth'em. On również na nią patrzył. Spała. Spuścił uszy.
-Pewnie omdlała z bólu... - rzekłam cicho.
Seth nie odzywał się. Spojrzał na mnie.
-Idź z nią... - przystanęłam na sekundę, żeby po chwili dokończyć - Do jaskini... Czekajcie tam na mnie. Poradzę sobie... - szukałam jakiegoś dobrego słowa - Sama... - spojrzałam na Wiwernę i z powrotem na Seth'a - Teraz, kiedy jest spokojna, będzie mi łatwiej... Nie martw się.
Kiwnął głową i wszedł w czerń lasu.
-Zostaw jajko... - powiedziałam.
Ostatnie, co zobaczyłam z jego ciała, to uszy nasłuchujące kłopotów oraz pysk chwytający nogę Saar i wciągający za sobą.
-Już nam nie będą przeszkadzać. - rzekłam.
-To dobrze. - odpowiedziała Wiwerna.
(...)
-Więc? - spytała z nutką niecierpliwości. Była już właściwie spokojna.
-Wybacz. Zamyśliłam się. Posłuchaj...
-Słucham.
-Czy jeżeli... Czy jeżeli...
-Chm?
-Czy jeżeli...
-Wysłów się.
-Jestem Alfą całej tej krainy zwanej Sine Cultu... Moim zadaniem jest dbać o WSZYSTKIE stworzenia watahy. Nawet o złe. Każdy ma prawo znaleźć tu schronienie.
-Do rzeczy...
-Ech... Nie pozwolę, więc, żeby doszło do wojny między wilkami, a Wiwernami...
-Rozumiem... Jesteśmy niespokojnym narodem, ale nie chcemy wszczynać wojny.
-My tak samo! Więc... myślę... Czy naprawdę nie weźmiesz tego jaja?
-Nie.
-Ale jeżeli Ci go nie oddamy, dojdzie do wojny!
-Wiem.
-Co mam zrobić, żebyś je wzięła? - rzekłam błagalnym głosem.
Byłam zdesperowana... i nie dla tego, że po dopuszczeniu do wojny moje stanowisko Alfy może zostać zniesione... Dlatego, ponieważ nie zniosę rozlewu krwi pod moim dowództwem... Wszystkie ofiary... Te śmierci... Te płacze... Żale... To wszystko... mnie przerastało... Zdałam sobie sprawę, że płaczę, że przede mną siedzi Wiwerna, że prowadzę z nią rozmowę decydującą o przyszłych losach całej watahy, a także krainy oraz, że wszystkie obrazy, które przed chwilą widziałam, były tylko moją wyobraźnią... Że moje zwlekanie z ciszą mogą je urzeczywistnić...
-Dlaczego płaczesz? - zapytała bez wzruszenia. Zapewne z grzeczności.
-Ponieważ nie chcę wojny.
-Alfa? Chyba Omega...
-Nie. Alfa. - rzekłam z powagą ocierając ostatnią łzę.
-Alfa? Naprawdę? Alfa? I taka słaba? - wstała i zaczęła chodzić w kółko z uśmiechem - Widzę, że jakbyśmy toczyli z Wami wojnę, to szybko uzbieralibyśmy kolekcję wilczych szkielecików... - stała do mnie tyłem tylko z ukosu patrzyła na moją postać. Czekała na moją reakcję. Aż zaprzeczę.
Milczałam.
-Bo skoro Alfa jest słaba... - ciągnęła - ...To jej wojska również...
-Zdziwiłabyś się. - rzekłam z powagą, pełnym przekonania tonem.
Zawahała się. Po chwili jednak powiedziała:
-Naprawdę? Wydaje mi się, że kłamiesz... - stanęła - Tak jest!? - zbliżyła swój pysk do mojego z uśmiechem.
-Nie.
-Nie...? Naprawdę?
-Powtarzasz się.
Jej uśmiech zniknął. Znowu wyglądała, jak wcześniej. Jak pełna dumy matka i królowa.
-Jesteś silniejsza, niż się spodziewałam...
Wzruszyłam ramionami.
-Możliwe. (...) Przecież to mówiłam.
-Tak... - próbowała dowiedzieć się, o czym myślę wpatrując się głęboko w moje oczy... Jednak moja Wolfkerowa Twarz* odbijała jej każdy atak, niczym obsydianowa tarcza z diamentowymi wykończeniami.
Nagle obydwie coś usłyszałyśmy... Jakby trzask... Jakby... coś pękło.
-Jajo! - krzyknęłam.
Obydwie podbiegłyśmy do niego. Dzięki naszej rozmowie jajo zyskało na czasie... Taki był co prawda mój plan B. Myślałam, że jajo będzie miało za zimno i się nie wykluje z niego mała Wiwerna, ale najwidoczniej Saar musiała je dobrze okryć swoim ciałem, gdy zemdlała. Najpierw nóżki i ogon. Zaraz potem uskrzydlone łapki zakończone małym, lecz co prawda ostrym pazurkiem. Wiwerniątko przewróciło się. Miałam ochotę je złapać, ale wtedy Mama Wiwerna by nie tknęła już młodego, on by umarł, a to wywołałby wojnę. Gdy mały wyszedł ze skorupki. Matka zbliżyła się, wzięła na skrzydła i przytuliła.
-Nie dotykaliśmy małego... tylko jajko... Czy teraz je weźmiesz?
-Taak...
Obydwie uśmiechnęłyśmy się.
-Tak w ogóle, jak się nazywasz?
-Regina Squamis.
-Królowa Łusek?
-Tak. To imię nadał mi ojciec. - powiedziała nie czekając na pytanie.
Pożegnałyśmy się. Nie zauważyłam tego, ale moje końcówki włosów pociemniały. Poszłam do Jaskini Seth'a. Saar próbowała stanąć na skręconej łapie.
-Bo! - krzyknął Seth, a zaraz po nim dodała Saar:
-I jak?
-Dobrze. Wojny nie będzie. Młody ma dom.
-Zjedzmy coś. Naprawdę zgłodniałem. - powiedział Seth. - A Wy?
Kiwnęłyśmy głowami w uśmiechu. Na szczęście Seth miał trochę jagód, którymi mogłam się najeść. Wszystko wydawało się być takie, jak zawsze... Czyli spokojne i zwyczajne. "Wydawało się..."
*Wolfkerowa Twarz - Pokerowa Twarz
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz