Spojrzałam na czerwono-białego wilka z niesamowicie smutną miną. W jego oczach kryło się więcej niż tylko zwykły smutek. To był straszny ból, ukrywany za maską fałszywego entuzjazmu. Zrobiło mi się go żal. Co mogło go tak ciężko zranić,że w jego duszy pozostawiło taki wyraźny ślad? Był zamyślony. Rozważał za i przeciw dołączenia do naszej watahy. Nagle zobaczyłam z boku jakiś ruch. Odwróciłam się błyskawicznie, gdyż nie wiedziałam, czy to przyjaciel, czy wróg. O cho... Atreyou, ten mały niesforny smoczek przyleciał mnie poszukać. Usiadłam i przytuliłam go.
-Chyba kazałam ci nie wychodzić z jaskini do mojego powrotu? -Powiedziałam z udawaną złością ale ten urwis na nic nie zważał i szarpał mnie za kudły. Nagle zaciekawił się posępnym basiorem. Popatrzył na niego swymi ogromnymi oczami i pisnął cicho. Seth wyrwany z zamyślenia, spojrzał na niego z dziwną miną. Może Atreyou coś mu przypomniał? Ale ten nie zwracając uwagi na nic pacnął go w nos łapką. Wilk popatrzył na niego ze zdziwieniem. I znów, i znów.
-Atreyou! -Skarciłam go. -Przepraszam. Jest jeszcze mały, nie rozumie. -Powiedziałam do Setha.
-Nie szkodzi. -Na jego pysku pojawiło się widmo uśmiechu. -To nawet przyjemne.
-Zdecydowałeś już? -Spytała Bo.
-Ja... -Spojrzał na Atreyou, potem na mnie i na Bo. -Niech wam będzie, ale jeżeli będę w złym humorze, nie przeszkadzajcie mi.
-Jasna sprawa! -Wykrzyknęła rozradowana Bo. -Saar, wiesz, co trzeba zrobić...
Spojrzałam na nią nic nie rozumiejąc.
-Przyjęcie. -szepnęła pomocnie.
-Aaaaa... -Pacnęłam się łapą w czoło. -Spoko. Już lecę.
Wzniosłam się w powietrze. Seth patrzył w niebo tak jakoś... smutnie. Musiałam powiedzieć SE, że Seth się zgodził. Przed oczami przemknęło mi moje przyjęcie. Zrobiło mi się smutno. Dawna Alfa naszej watahy, Folium, którą lubiłam i podziwiałam, nagle zniknęła jednego dnia. Bez słowa. Bez zapowiedzi. Bo wstąpiła na jej stanowisko i wyrzuciła Kiki. Ta przesadnie różowa wilczyca traktowała mnie z wyższością. Zaniedbywała swe obowiązki i została wygnana. Zaniżyłam lekko lot. Atreyou wiercił się na moim grzbiecie. Nagle ugryzł mnie w ucho.
-Ej! Co ci jest? -Krzyknęłam. Ten spojrzał w dół. Zwolniłam i też spojrzałam w dół. To Seth pędził. Wydawało się, że nie dotyka łapami ziemi. Nie! On naprawdę biegł ale w powietrzu. Bardzo szybko. Przyśpieszyłam i zleciałam niżej by dotrzymać mu kroku.
-Hej! Seth! Co się stało? -Krzyknęłam, przekrzykując pęd wiatru. Spojrzał na mnie. Wzdrygnęłam się. Jego oczy były niewidzące, nieświadome otoczenia i płonęły własnym, wewnętrznym ogniem. Zatrzymałam się z przerażeniem ale ten biegł dalej leciutko muskając pazurami świeżą, zieloną darń. Nagle zaczął się palić. Ogień ogarnął go całego. Zamienił się w ogromnego, płonącego demona. Zatkało mnie z wrażenia. Odwróciłam się. Leciała za nim Bo krzycząc coś niezrozumiale. Złapałam ją.
-Bonum, Bo, BOOOO! -Wrzasnęłam bo ta nie zważając na nic, chciała biec, dalej. Spojrzała na mnie.
-Co... się... stało? -Wydukałam.
-Ja... Niechcący... Seth!!! Przepraszam... -Ostatnie słowo wyszeptała. Opuściłam ją na ziemię i podniosłam jej łeb łapą.
-Hej, głowa do góry. -W oczach miała łzy. (co tam się stało?) -Opowiedz mi wszystko od początku. Bonum otworzyła pysk i powiedziała.
<Bo, Seth, proszę, dokończcie, proszę :).>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz